poniedziałek, 15 lipca 2013

ŚCIEPA 196245: Eram quod es, eris quod sum.

Kolejna ŚCIEPA, myk ten sam - odpalasz klip, czytasz i kminisz, co się wydarzyło. Eram quod es, eris quod sum. Byłem, kim jesteś, będziesz, kim jestem. A co, jeśli nie wiemy dokąd zmierzamy i nie wiemy kim jesteśmy? Co jeśli nasze ja to tylko odbicie innych ludzi? Powtarzalne schematy, w które każdy może wejść?




Program telewizyjny śniadaniowej rozpoczął się punktualnie. Powoli, ostrożnie wręcz, otworzył powieki i spojrzał na prowadzących z plazmowego ekranu. Ona - w krótkiej, zwiewnej sukience, na lewej ręce złota bransoletka. Długie, blond włosy spływają po ramionach. Ciemnozielone oczy, pełne blasku i radości, szeroki, promienny uśmiech. On - w prostych jeansach, t-shircie, sportowej marynarce. Wyraźne, męskie rysy. Chwilę leżał w łóżku i przypatrywał się instrukcji co i jak jeść, jak się ubierać, gdzie warto się pojawić. "Pora wstać" - jak pomyślał, tak zrobił.

Szedł deptakiem spokojnym, lecz energicznym krokiem. Na długości kilkuset metrów odwróciło się za nim wiele dziewcząt i kobiet. Za ich wzrokiem podążały  też oczy ich chłopaków i mężów. Proste jeansy, t-shirt i sportowa marynarka wyglądały na nim jak skrojone na miarę. Zawadiackim uśmiechem odwzajemniał spojrzenia zarówno te pełne podziwu, namiętności, jak i tych zawistnych.

Kiedy zbliżał się do końca ulicy wyprzedziła go dziewczyna. Biegła. Jej spięte włosy rytmicznie falowały w rytm biegu. Biały top idealnie przylegał zdradzając wydatne piersi i płaski brzuch. Krótkie spodenki również nie kryły wysportowanych, długich nóg. Odbiła z deptaku i pobiegła w stronę parku. Muzyka w słuchawkach nadawała tempo i rytm. Lubiła codzienny, poranny rytuał, zwłaszcza w takie dni jak ten. Kiedy wbiegła na kładkę nad strumykiem niespodziewanie straciła równowagę i wpadła w wartki nurt. Sama nie wiedziała jak to się stało, jednak zanim zreflektowała się co zaszło, leżała w strumyku. Przeklęła i kiedy miała się już podnosić, zobaczyła wyciągniętą w jej stronę dłoń. Spojrzała w górę. "Anioł".

Młody chłopak tylko się zaśmiał. Pomógł jej wstać, ona podziękowała rumieniąc się i z zapewnieniem, że wszystko jest w porządku, pobiegła przemoczona dalej. Blondyn podniósł swój rower, wsiadł nań i ruszył w kierunku swojej pracy. Uśmiechnął się jeszcze raz na myśl o dziewczynie w białym, przemoczonym topie. Kiedy dotarł na miejsce przypiął rower do stojaka, wbiegł przez wielkie, masywne, obrotowe drzwi, machnął ochroniarzowi identyfikatorem i skręcił w stronę wind. Koszulka nosząca ślady intensywnej i energicznej jazdy, podobnie jak jej posiadacz, w ogóle nie wzbudziła zainteresowania kobiety, która wyszła z windy.

Opuściła budynek bocznym wyjściem i wsiadła do czarnego sedana. "Do domu" - rzuciła kierowcy, po czym kontynuowała rozmowę przez komórkę. Kiedy skończyła rozmowę i była coraz bliżej swojego mieszkania, schowała telefon do torebki i sięgnęła po lusterko. Zaczęła poprawiać i tak perfekcyjny makijaż. Wszystko musiało być idealne. Jej każdy dzień pracy, każda rozmowa, każde zlecenie, makijaż, ubiór, zachowanie. Wszystko perfekcyjne. Bez niespodzianek.

Pasażerka wysiadła. Kierowca mógł wrócić do siebie do domu. Mknął spokojnie przez miasto, korków już nie było. Z radia sączyła się spokojnie muzyka klasyczna. Dziadek zaszczepił w nim miłość do muzyki. Tuż przed drzwiami mieszkania poczuł zapach domowego obiadu. Cała rodzina usiadła do posiłku. Standardowa rozmowa na temat dobrych i złych rzeczy, które spotkały każdego z domowników. Dużo uśmiechów, dużo opowieści. 

Starszy syn podziękował za posiłek, cmoknął matkę w policzek, przybił piątkę z bratem i ojcem. Wychodząc chwycił szarą bluzę i przerzucił przez ramię. Wieczorne spotkanie z kumplami w okolicy starego cmentarza. Piwko obowiązkowo. Szedł pisząc smsa i, podobnie jak dziewczyna, na którą miał za chwilę wpaść, nie widział nic więcej poza telefonem. Zderzenie nie było spektakularne, ale oba urządzenia spadły na chodnik. "Sorry..." - burknął pod nosem.

Dziewczyna pozbierała części telefonu. Nie przejęła się, ponieważ nie takie upadki jej sprzęt już przeżył. Gorzej mogło być natomiast z jej, za chwilę byłym, chłopakiem. Kiedy kolejny raz ją wystawił, stwierdziła, że nie będzie się fatygować, by wyrzygać mu wszystko osobiście, sms powinien wystarczyć. Odpowiednie przypieczętowanie końca związku, który od samego początku nie rokował. Chyba, że spotka go jeszcze kiedyś. Wtedy nie będzie żałowała rąk na gnoja. W momencie gdy kliknęła "wyślij", usłyszała pisk opon.

Samochód zatrzymał się centymetry od niej, a prowadzący patrzył na oniemiałą pieszą. "Spierdalaj z ulicy!" krzyknął przez otwarte okno i kiedy ta zniknęła z drogi pozdrawiając go środkowym palcem, ruszył z piskiem opon. Ostatnio pod koła pchało mu się za dużo osób. Na najbliższych światłach wykorzystał postój na zmianę płyty. Mocne, dupstepowe dźwięki zawsze go uspokajały. Po kilku minutach zaparkował pod blokiem, a gdy przekroczył próg mieszkania rzucił marynarkę na krzesło, zdjął buty i skierował swe kroki w kierunku stolika z trunkami. Nalał whiskey do szklanki i usiadł wygodnie na skórzanej kanapie.

Kolejny emocjonujący dzień. Dużo się działo, ale wreszcie wrócił do domu. Jest sam. Spokojny. Szczęśliwy. Może być sobą. Nie musi udawać kogoś, kim nie jest. Jest sobą. Nareszcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz